Obudził
mnie dzwonek do drzwi. Spojrzałem na zegarek, była 4.57. Kto, do
cholery, nie śpi o tak barbarzyńskiej porze? I to jeszcze w piątek?
Założyłem spodnie i sprawdziłem, kto przyszedł. Okazało się, że to była
Agnes, kobieta, z którą ostatnio sypiałem.
– Cześ. – powiedziała, gdy otworzyłem jej drzwi. – Wybacz, że cię budzę, ale mam ważną sprawę.
– Czy ta ważna sprawa nie mogła poczekać, aż się wyśpię? – zapytałem, gapiąc się bezmyślnie na jej biust.
– Gdyby mogła, nie budziłabym się o tej godzinie – odpowiedziała. – Przecież wiem, że lubisz spać.
– Skoro to takie ważne, to wchodź.
Agnes
była szwedką, mieszkała w tej samej dzielnicy Oslo, co ja. Poznałem ją
na koncercie i bardzo mnie zaintrygowała. Do tego stopnia, że aż
zaciągnąłem ją do łóżka. Miała długie, blond włosy, zadarty nosek i
niesamowicie zielone oczy. Była wysportowana, uwielbiała chodzić po
górach. A poza tym, przyjemnie mi się z nią rozmawiało, była dowcipna,
wulgarna i mieliśmy podobne zainteresowania. Słuchała starej, ciężkiej
muzyki.
Weszliśmy do kuchni.
–
A więc opowiadaj, co to za ważna sprawa cię do mnie sprowadza –
powiedziałem, robiąc sobie kawę. Nie zaproponowałem kawy Agnes, nie
lubiła jej. Jak większość społeczeństwa, uznawała tylko napoje
energetyczne.
–
Dlaczego nie kupisz sobie robota? – zapytała, siadając przy stole. –
Wszystko robisz sam. Dlaczego? Przecież wiem, że cię stać.
– Nie ufam nowoczesnym wynalazkom – odparłem.
– Jakim nowoczesnym? Przecież one funkcjonują już od jakichś stu lat.
– Może kiedyś ci to wyjaśnię. Czy przyszłaś tylko po to? – zapytałem, siadając naprzeciwko niej.
– Nie, skąd. Sprawa jest dziwna – powiedziała po chwili wahania. – Nie wiem, jak to powiedzieć.
– Najlepiej jak powiesz to tak prosto, jak to tylko możliwe.
– To może głupie, ale... Przychodzę do ciebie, bo śniła mi się wieża. – Zamarłem.
– A możesz powiedzieć o niej coś więcej? – zapytałem pewien najgorszego.
– No nie wiem. W ogóle nie wiem dlaczego z tym do ciebie przyszłam. To są tylko sny, ale... Przerażają mnie.
– Dobrze by było, gdybyś coś mi opowiedziała o tej wieży – naciskałem.
– Dlaczego? Czy to coś ważnego?
– Najpierw mi opowiedz. Jeżeli ty opowiesz mi o wieży, to ja odpowiem na twoje pytania.
– Znaczy, że dobrze, że do ciebie z tym przyszłam? – zapytała.
– Wydaje mi się, że tak. A teraz opowiadaj.
–
Pierwszy sen z wieżą miałam trochę ponad miesiąc temu, był to jeden z
niewielu snów, które zapamiętałam. Następny dopiero jakoś po dwóch
tygodniach, później już prawie że co noc. Właściwie każdy sen jest inny,
wieża jest jedynie ich elementem – Agnes zawahała się. – To nie jest
zwykła wieża. Jest ciemnobrązowa, porośnięta chyba bluszczem. Pod nim są
jakieś dziwne znaki, które fosforyzują. Na szczycie ma coś, co wygląda
na wielką, kamienną koronę. I ma balkon. Zawsze tam ktoś stoi. I ta
postać ma na sobie płaszcz. I ma długie włosy.
– No dobrze – przerwałem jej. – Tyle mi wystarczy.
– Nie wiem dlaczego, ale boję się tej wieży.
–
Ale ja wiem dlaczego. – Agnes spojrzała na mnie pytająco. – Ta wieża
jest pewnego rodzaju przejściem. A osoba, którą widzisz jest Opiekunem
wieży.
– Przejściem? Ale dokąd?
– Powoli, nie wszystko na raz. Jak by ci to... – zastanowiłem się pijąc kawę. – Czy mama opowiadała ci może bajki o trollach?
– No tak – odpowiedziała zdziwiona. – Ale co to ma wspólnego z wieżą?
– Wierzysz w trolle?
– Oczywiście, że nie – uśmiechnęła się. – Przecież każdy wie, że one nie istnieją.
– Oj głupia, naiwna dziewczyno – mruknąłem. – Świat nie jest tak prosty jak ci się wydaje. Bo widzisz, trolle istnieją.
– I może to one sprowadzają na mnie te sny? – zadrwiła.
–
Oczywiście, że nie. Trolle istnieją, bo są na świecie ludzie, którzy w
nie wierzą. Na tym naszym świecie ludzie nie zdają sobie sprawy z tego,
jakimi są potężnymi istotami. I to nie ze względu na technikę. Ludzki
umysł nie zna granic, może stworzyć właściwe wszystko, co sobie
wyobrazi. Tak po prostu.
– Ale to oznacza, że jeśli wymyślę sobie jakiegoś potwora, to on zacznie istnieć. Przecież wtedy wszędzie byłyby potwory.
–
I to kolejny element, który wprowadza zamieszanie – wyjaśniałem. – Bo
można wymyślić potwora, ale można nie chcieć go spotkać. To sprawi, że
stanie się on niewidoczny, albo wyląduje w innym wymiarze.
– To istnieją inne wymiary? – zaciekawiła się Agnes.
–
Oczywiście, że tak. Teoretycznie istnieje niezliczona ilość wymiarów.
Każdy wymiar jest prawie dokładnym odwzorowaniem świata, który widzisz.
Różnica leży w czasie. Najbliższy nam wymiar ma opóźnienie jednej
sekundy.
– To znaczy?
–
U nich jest sekunda wcześniej. Wydaje się to niewiele, ale tamten świat
jest zupełnie inny. Ich cywilizacja zatrzymała się na etapie magii i
miecza.
– To niesamowite. Ale, zaraz – Agnes jakby obudziła się ze snu. – Skąd ty to wszystko wiesz? I niby dlaczego ja ci w to wierzę?
– Cóż... – zawahałem się. – Doszliśmy do najważniejszego momentu naszej rozmowy. Agnes – zawiesiłem głos – jestem bogiem.
– Wiesz, jesteś niesamowity w łóżku, ale czy ty aby troszkę nie przesadzasz?
Roześmiałem się.
–
Och Agnes. Ja jestem prawdziwym bogiem. Nieśmiertelnym. Żyję na tym
nieszczęsnym łez padole już ponad trzysta lat. Rozumiesz? Wiesz jak to
cholernie długo? Żyję tyle czasu, a jesteś dopiero drugą moją kobietą,
której śni się wieża. To dla ciebie wielki zaszczyt, ale i przekleństwo.
–
Poczekaj – przerwała. – Możesz wolniej? Czym jest ta wieża? I w ogóle, o
czym ty mówisz? Przecież bogowie nie istnieją. Poza tym trzysta lat to
chyba nie jest dużo dla boga.
–
Czy ty mnie słuchałaś? Przecież ci mówiłem, że to przez ludzi. To oni
wymyślili sobie bogów, bo byli samotni. I tak jest do teraz. I ciągle
bogowie istnieją i męczą się w świecie, który powinni dawno opuścić. My
już tu nie pasujemy. Dlatego to jest dużo. Nudzę się. Nie mam takiej
władzy, jak dawni bogowie i jestem zmęczony bezczynnością.
– Więc dlaczego nie odejdziesz?
–
To nie jest takie proste. Nie możemy opuścić ludzi, którzy nas
potrzebują. Mogą nas potrzebować tylko przez dziesięć sekund swojego
życia, a i tak będziemy musieli tu pozostać. Tak to wszystko działa.
– Skoro jesteś bogiem, to za co odpowiadasz? – zapytała.
– Jestem bogiem ognia i kłamstwa, następcą Lokiego – odpowiedziałem z dumą.
– No dobrze, w takim razie, czym jest wieża? – nie dawała za wygraną Agnes.
– Wieża jest przejściem między dwoma światami.
– Znaczy między określonymi wymiarami?
– Nie, to jest przejście między światem wymiarów a Nicością.
– A czy nicość nie jest po prostu brakiem czegokolwiek? – zapytała filozoficznie Agnes.
–
Tak było na samym początku. I tak miało pozostać. Ale oczywiście coś
poszło nie tak. Nie wiem jak to się stało, ale do Nicości ktoś trafił.
Przypadkiem lub specjalnie, to nie ma teraz znaczenia. Ale w momencie,
gdy ktoś tam trafił Nicość przestała być nicością.
–
To brzmi dosyć dziwnie. I nielogicznie. Nat, przyznaj się – wycelowała
we mnie oskarżycielsko palec – pierdolisz głupoty. Naćpałeś się czegoś?
– Nie, nie jestem naćpany – powiedziałem próbując ukryć uśmiech. – Próbuję ci tylko wytłumaczyć, o co chodzi z tą wieżą.
–
Ale to jest przerażające. Świadomość, że świat wcale nie jest taki, jak
się myślało przez całe życie. Wiesz jakie to chujowe uczucie?
–
Nie wiem – odparłem szczerze. – Ale łatwiej będzie ci się z tym
pogodzić, jak przestaniesz stawiać opór. Po prostu przyjmij do
wiadomości, że tak właśnie jest.
– Postaram się, ale nic nie obiecuję – westchnęła. – A pomyśleć, że zaczęło się od zwykłego snu – mruknęła.
–
To nie był zwykły sen. Wracając, Nicość przestała być nicością. Teraz
jest to po prostu nazwa na świat „po drugiej stronie”. Wieża istnieje
tylko w jednym wymiarze i tylko przez pół roku, później przenosi się do
innego wymiaru. I tak ciągle.
– No dobrze, ale dlaczego mi się śni?
– Nie wiem.
–
Pięknie, kurwa, pięknie. No to po chuj to wszystko? – zirytowała się
Agnes. – Opowiadasz i opowiadasz, a nic z tego nie wynika.
–
Agnes, spokojnie. Słuchaj, w swoim długim życiu tylko raz poznałem
kobietę, której śniła się wieża. Ta kobieta umarła, ten sen ją zabił.
Wieża ją zabiła. – Próbowałem nie poddać się fali wspomnień.
Bezskutecznie. One i tak wróciły. – To była najwspanialsza kobieta, jaką
miałem – powiedziałem bardziej do siebie, niż do niej. – Kochałem ją, a
ona po prostu odeszła. Umarła. Wieża mi ją zabrała.
– Czy ja też umrę? – zapytała Agnes, zupełnie jakby nie usłyszała moich ostatnich zdań.
–
Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. – Wspomnienia całkowicie mną
zawładnęły. Wspomnienia czasu, gdy byłem młody i szczęśliwy, gdy mogłem
się tym szczęściem podzielić z Moniką.
Przypomniałem
sobie, jak zabrałem ją nad jezioro. Monika uwielbiała wodę. Miała wtedy
na sobie zieloną sukienkę, to była moja ulubiona sukienka. Była wtedy
taka radosna i piękna. Miała rozpuszczone włosy, które łaskotały mnie w
szyję, gdy się do mnie przytulała. Jedliśmy zrobione przez nią muffinki z
czekoladą. To był jeden z najszczęśliwszych dni mojego życia.
Przypomniałem sobie też, jak malowała. To była jej wielka pasja,
marzyła, żeby zostać kiedyś sławną malarką, żeby ktoś w końcu docenił
jej prace. A malowała niesamowicie. Jej obrazy była żywe i radosne,
pełne optymizmu. Człowiekowi robiło się lżej na duszy, gdy patrzył na
jej dzieła. A kiedy malowała wyglądała jak natchniony anioł. Uwielbiałem
siedzieć i patrzeć na nią podczas pracy. Była skupiona, marszczyła brwi
szukając niedociągnięć. Monika. Uwielbiam to imię. Kiedy ją
przytulałem, miałem uczucie, że trzymam w objęciach cały swój świat.
Nigdy nie kochałem nikogo tak, jak jej.
–
Natanaelu! – wyrwała mnie z zamyślenia Agnes. – Możesz się nie
wyłączać? Co to, kurwa, znaczy, że cię to nie obchodzi? Możesz mnie nie
wnerwiać? No kurwa, no!
– Agnes, przestań. Już wiem, co zrobimy – powiedziałem zdecydowany.
– No! I to ja rozumiem – powiedziała uśmiechając się.
– Odnajdziemy wieżę.
– Co?
– Odnajdziemy wieżę. Zobaczymy, czego od nas chce – powiedziałem dopijając kawę.
– Czy to aby nie jest niebezpieczne? – zapytała, a resztki uśmiechu spełzły jej z twarzy.
–
Oczywiście, że jest. Ale naprawdę nie obchodzi mnie to, czy coś nam się
stanie. Jeżeli jest, choć cień szansy, że dowiem się czegoś o śmierci
Moniki, to warto zaryzykować.
– Zaraz, mam ryzykować życie, żeby dowiedzieć się czegoś o twojej dawnej kobiecie? Zwariowałeś?
–
Ależ ja cię do niczego nie zmuszam – powiedziałem podstępnie. – Jak
chcesz to możesz zostać w domu i spokojnie czekać na śmierć. Możesz
wrócić do mieszkania, do swojego ulubionego pokoju gier i oddać się
wirtualnemu szaleństwu. Nikt ci tego nie broni.
Agnes zastanawiała się przez chwilę.
– Dobrze, pójdę z tobą – powiedziała zrezygnowana. – Ale mam jeszcze jedno pytanie.
– Słucham cię.
– Czy Natanael jest twoim prawdziwym imieniem?
– Jest to jedno z moich wielu mniej lub bardziej prawdziwych imion. Ale uważam, że jest ono jednym z bardziej prawdziwych.
– To znaczy?
–
Na świecie jest niezliczona ilość imion i każde imię nazywa przedmiot,
ale też przedmiot kształtuje imię. Ja w pełni wpasowuję się tylko w
jedno imię, które rozwija się razem ze mną, a Natanael jest podobnym
imieniem do mojego.
– A czy ktoś zna twoje prawdziwe imię? – zapytała nieśmiało Agnes.
– Tak – odpowiedziałem po chwili wahania. – Jest jedna osoba, która zna moje imię: Monika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz