środa, 8 maja 2013

Âke - Wieża

Obudził mnie dzwonek do drzwi. Spojrzałem na zegarek, była 4.57. Kto, do cholery, nie śpi o tak barbarzyńskiej porze? I to jeszcze w piątek? Założyłem spodnie i sprawdziłem, kto przyszedł. Okazało się, że to była Agnes, kobieta, z którą ostatnio sypiałem.
– Cześ. – powiedziała, gdy otworzyłem jej drzwi. – Wybacz, że cię budzę, ale mam ważną sprawę.
– Czy ta ważna sprawa nie mogła poczekać, aż się wyśpię? – zapytałem, gapiąc się bezmyślnie na jej biust.
– Gdyby mogła, nie budziłabym się o tej godzinie – odpowiedziała. – Przecież wiem, że lubisz spać.
– Skoro to takie ważne, to wchodź.
Agnes była szwedką, mieszkała w tej samej dzielnicy Oslo, co ja. Poznałem ją na koncercie i bardzo mnie zaintrygowała. Do tego stopnia, że aż zaciągnąłem ją do łóżka. Miała długie, blond włosy, zadarty nosek i niesamowicie zielone oczy. Była wysportowana, uwielbiała chodzić po górach. A poza tym, przyjemnie mi się z nią rozmawiało, była dowcipna, wulgarna i mieliśmy podobne zainteresowania. Słuchała starej, ciężkiej muzyki.
Weszliśmy do kuchni.
– A więc opowiadaj, co to za ważna sprawa cię do mnie sprowadza – powiedziałem, robiąc sobie kawę. Nie zaproponowałem kawy Agnes, nie lubiła jej. Jak większość społeczeństwa, uznawała tylko napoje energetyczne.
– Dlaczego nie kupisz sobie robota? – zapytała, siadając przy stole. – Wszystko robisz sam. Dlaczego? Przecież wiem, że cię stać.
– Nie ufam nowoczesnym wynalazkom – odparłem.
– Jakim nowoczesnym? Przecież one funkcjonują już od jakichś stu lat.
– Może kiedyś ci to wyjaśnię. Czy przyszłaś tylko po to? – zapytałem, siadając naprzeciwko niej.
– Nie, skąd. Sprawa jest dziwna – powiedziała po chwili wahania. – Nie wiem, jak to powiedzieć.
– Najlepiej jak powiesz to tak prosto, jak to tylko możliwe.
– To może głupie, ale... Przychodzę do ciebie, bo śniła mi się wieża. – Zamarłem.
– A możesz powiedzieć o niej coś więcej? – zapytałem pewien najgorszego.
– No nie wiem. W ogóle nie wiem dlaczego z tym do ciebie przyszłam. To są tylko sny, ale... Przerażają mnie.
– Dobrze by było, gdybyś coś mi opowiedziała o tej wieży – naciskałem.
– Dlaczego? Czy to coś ważnego?
– Najpierw mi opowiedz. Jeżeli ty opowiesz mi o wieży, to ja odpowiem na twoje pytania.
– Znaczy, że dobrze, że do ciebie z tym przyszłam? – zapytała.
– Wydaje mi się, że tak. A teraz opowiadaj.
– Pierwszy sen z wieżą miałam trochę ponad miesiąc temu, był to jeden z niewielu snów, które zapamiętałam. Następny dopiero jakoś po dwóch tygodniach, później już prawie że co noc. Właściwie każdy sen jest inny, wieża jest jedynie ich elementem – Agnes zawahała się. – To nie jest zwykła wieża. Jest ciemnobrązowa, porośnięta chyba bluszczem. Pod nim są jakieś dziwne znaki, które fosforyzują. Na szczycie ma coś, co wygląda na wielką, kamienną koronę. I ma balkon. Zawsze tam ktoś stoi. I ta postać ma na sobie płaszcz. I ma długie włosy.
– No dobrze – przerwałem jej. – Tyle mi wystarczy.
– Nie wiem dlaczego, ale boję się tej wieży.
– Ale ja wiem dlaczego. – Agnes spojrzała na mnie pytająco. – Ta wieża jest pewnego rodzaju przejściem. A osoba, którą widzisz jest Opiekunem wieży.
– Przejściem? Ale dokąd?
– Powoli, nie wszystko na raz. Jak by ci to... – zastanowiłem się pijąc kawę. – Czy mama opowiadała ci może bajki o trollach?
– No tak – odpowiedziała zdziwiona. – Ale co to ma wspólnego z wieżą?
– Wierzysz w trolle?
– Oczywiście, że nie – uśmiechnęła się. – Przecież każdy wie, że one nie istnieją.
– Oj głupia, naiwna dziewczyno – mruknąłem. – Świat nie jest tak prosty jak ci się wydaje. Bo widzisz, trolle istnieją.
– I może to one sprowadzają na mnie te sny? – zadrwiła.
– Oczywiście, że nie. Trolle istnieją, bo są na świecie ludzie, którzy w nie wierzą. Na tym naszym świecie ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jakimi są potężnymi istotami. I to nie ze względu na technikę. Ludzki umysł nie zna granic, może stworzyć właściwe wszystko, co sobie wyobrazi. Tak po prostu.
– Ale to oznacza, że jeśli wymyślę sobie jakiegoś potwora, to on zacznie istnieć. Przecież wtedy wszędzie byłyby potwory.
– I to kolejny element, który wprowadza zamieszanie – wyjaśniałem. – Bo można wymyślić potwora, ale można nie chcieć go spotkać. To sprawi, że stanie się on niewidoczny, albo wyląduje w innym wymiarze.
– To istnieją inne wymiary? – zaciekawiła się Agnes.
– Oczywiście, że tak. Teoretycznie istnieje niezliczona ilość wymiarów. Każdy wymiar jest prawie dokładnym odwzorowaniem świata, który widzisz. Różnica leży w czasie. Najbliższy nam wymiar ma opóźnienie jednej sekundy.
– To znaczy?
– U nich jest sekunda wcześniej. Wydaje się to niewiele, ale tamten świat jest zupełnie inny. Ich cywilizacja zatrzymała się na etapie magii i miecza.
– To niesamowite. Ale, zaraz – Agnes jakby obudziła się ze snu. – Skąd ty to wszystko wiesz? I niby dlaczego ja ci w to wierzę?
– Cóż... – zawahałem się. – Doszliśmy do najważniejszego momentu naszej rozmowy. Agnes – zawiesiłem głos – jestem bogiem.
– Wiesz, jesteś niesamowity w łóżku, ale czy ty aby troszkę nie przesadzasz?
Roześmiałem się.
– Och Agnes. Ja jestem prawdziwym bogiem. Nieśmiertelnym. Żyję na tym nieszczęsnym łez padole już ponad trzysta lat. Rozumiesz? Wiesz jak to cholernie długo? Żyję tyle czasu, a jesteś dopiero drugą moją kobietą, której śni się wieża. To dla ciebie wielki zaszczyt, ale i przekleństwo.
– Poczekaj – przerwała. – Możesz wolniej? Czym jest ta wieża? I w ogóle, o czym ty mówisz? Przecież bogowie nie istnieją. Poza tym trzysta lat to chyba nie jest dużo dla boga.
– Czy ty mnie słuchałaś? Przecież ci mówiłem, że to przez ludzi. To oni wymyślili sobie bogów, bo byli samotni. I tak jest do teraz. I ciągle bogowie istnieją i męczą się w świecie, który powinni dawno opuścić. My już tu nie pasujemy. Dlatego to jest dużo. Nudzę się. Nie mam takiej władzy, jak dawni bogowie i jestem zmęczony bezczynnością.
– Więc dlaczego nie odejdziesz?
– To nie jest takie proste. Nie możemy opuścić ludzi, którzy nas potrzebują. Mogą nas potrzebować tylko przez dziesięć sekund swojego życia, a i tak będziemy musieli tu pozostać. Tak to wszystko działa.
– Skoro jesteś bogiem, to za co odpowiadasz? – zapytała.
– Jestem bogiem ognia i kłamstwa, następcą Lokiego – odpowiedziałem z dumą.
– No dobrze, w takim razie, czym jest wieża? – nie dawała za wygraną Agnes.
– Wieża jest przejściem między dwoma światami.
– Znaczy między określonymi wymiarami?
– Nie, to jest przejście między światem wymiarów a Nicością.
– A czy nicość nie jest po prostu brakiem czegokolwiek? – zapytała filozoficznie Agnes.
– Tak było na samym początku. I tak miało pozostać. Ale oczywiście coś poszło nie tak. Nie wiem jak to się stało, ale do Nicości ktoś trafił. Przypadkiem lub specjalnie, to nie ma teraz znaczenia. Ale w momencie, gdy ktoś tam trafił Nicość przestała być nicością.
– To brzmi dosyć dziwnie. I nielogicznie. Nat, przyznaj się – wycelowała we mnie oskarżycielsko palec – pierdolisz głupoty. Naćpałeś się czegoś?
– Nie, nie jestem naćpany – powiedziałem próbując ukryć uśmiech. – Próbuję ci tylko wytłumaczyć, o co chodzi z tą wieżą.
– Ale to jest przerażające. Świadomość, że świat wcale nie jest taki, jak się myślało przez całe życie. Wiesz jakie to chujowe uczucie?
– Nie wiem – odparłem szczerze. – Ale łatwiej będzie ci się z tym pogodzić, jak przestaniesz stawiać opór. Po prostu przyjmij do wiadomości, że tak właśnie jest.
– Postaram się, ale nic nie obiecuję – westchnęła. – A pomyśleć, że zaczęło się od zwykłego snu – mruknęła.
– To nie był zwykły sen. Wracając, Nicość przestała być nicością. Teraz jest to po prostu nazwa na świat „po drugiej stronie”. Wieża istnieje tylko w jednym wymiarze i tylko przez pół roku, później przenosi się do innego wymiaru. I tak ciągle.
– No dobrze, ale dlaczego mi się śni?
– Nie wiem.
– Pięknie, kurwa, pięknie. No to po chuj to wszystko? – zirytowała się Agnes. – Opowiadasz i opowiadasz, a nic z tego nie wynika.
– Agnes, spokojnie. Słuchaj, w swoim długim życiu tylko raz poznałem kobietę, której śniła się wieża. Ta kobieta umarła, ten sen ją zabił. Wieża ją zabiła. – Próbowałem nie poddać się fali wspomnień. Bezskutecznie. One i tak wróciły. – To była najwspanialsza kobieta, jaką miałem – powiedziałem bardziej do siebie, niż do niej. – Kochałem ją, a ona po prostu odeszła. Umarła. Wieża mi ją zabrała.
– Czy ja też umrę? – zapytała Agnes, zupełnie jakby nie usłyszała moich ostatnich zdań.
– Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. – Wspomnienia całkowicie mną zawładnęły. Wspomnienia czasu, gdy byłem młody i szczęśliwy, gdy mogłem się tym szczęściem podzielić z Moniką.
Przypomniałem sobie, jak zabrałem ją nad jezioro. Monika uwielbiała wodę. Miała wtedy na sobie zieloną sukienkę, to była moja ulubiona sukienka. Była wtedy taka radosna i piękna. Miała rozpuszczone włosy, które łaskotały mnie w szyję, gdy się do mnie przytulała. Jedliśmy zrobione przez nią muffinki z czekoladą. To był jeden z najszczęśliwszych dni mojego życia. Przypomniałem sobie też, jak malowała. To była jej wielka pasja, marzyła, żeby zostać kiedyś sławną malarką, żeby ktoś w końcu docenił jej prace. A malowała niesamowicie. Jej obrazy była żywe i radosne, pełne optymizmu. Człowiekowi robiło się lżej na duszy, gdy patrzył na jej dzieła. A kiedy malowała wyglądała jak natchniony anioł. Uwielbiałem siedzieć i patrzeć na nią podczas pracy. Była skupiona, marszczyła brwi szukając niedociągnięć. Monika. Uwielbiam to imię. Kiedy ją przytulałem, miałem uczucie, że trzymam w objęciach cały swój świat. Nigdy nie kochałem nikogo tak, jak jej.
– Natanaelu! – wyrwała mnie z zamyślenia Agnes. – Możesz się nie wyłączać? Co to, kurwa, znaczy, że cię to nie obchodzi? Możesz mnie nie wnerwiać? No kurwa, no!
– Agnes, przestań. Już wiem, co zrobimy – powiedziałem zdecydowany.
– No! I to ja rozumiem – powiedziała uśmiechając się.
– Odnajdziemy wieżę.
– Co?
– Odnajdziemy wieżę. Zobaczymy, czego od nas chce – powiedziałem dopijając kawę.
– Czy to aby nie jest niebezpieczne? – zapytała, a resztki uśmiechu spełzły jej z twarzy.
– Oczywiście, że jest. Ale naprawdę nie obchodzi mnie to, czy coś nam się stanie. Jeżeli jest, choć cień szansy, że dowiem się czegoś o śmierci Moniki, to warto zaryzykować.
– Zaraz, mam ryzykować życie, żeby dowiedzieć się czegoś o twojej dawnej kobiecie? Zwariowałeś?
– Ależ ja cię do niczego nie zmuszam – powiedziałem podstępnie. – Jak chcesz to możesz zostać w domu i spokojnie czekać na śmierć. Możesz wrócić do mieszkania, do swojego ulubionego pokoju gier i oddać się wirtualnemu szaleństwu. Nikt ci tego nie broni.
Agnes zastanawiała się przez chwilę.
– Dobrze, pójdę z tobą – powiedziała zrezygnowana. – Ale mam jeszcze jedno pytanie.
– Słucham cię.
– Czy Natanael jest twoim prawdziwym imieniem?
– Jest to jedno z moich wielu mniej lub bardziej prawdziwych imion. Ale uważam, że jest ono jednym z bardziej prawdziwych.
– To znaczy?
– Na świecie jest niezliczona ilość imion i każde imię nazywa przedmiot, ale też przedmiot kształtuje imię. Ja w pełni wpasowuję się tylko w jedno imię, które rozwija się razem ze mną, a Natanael jest podobnym imieniem do mojego.
– A czy ktoś zna twoje prawdziwe imię? – zapytała nieśmiało Agnes.
– Tak – odpowiedziałem po chwili wahania. – Jest jedna osoba, która zna moje imię: Monika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz